Jak się zakończyły moje starania by wylądować w "polskiej celi"

 Po paru dniach w celi z Niemcami miałem już dosyć ciągłego uśmiechania się. Twarz jednak może boleć! Codziennie wychodziłem zrobić trochę "rundek" wokół boiska. Niemcy na dłuższą metę byli męczący. Zwłaszcza, że nie znałem języka. Dowiedziałem się, że w tym więzieniu jest typowo Polska cela. Moim pragnieniem stało się, żeby tam się dostać. Na boisku do piłki nożnej słyszałem pokrzykiwania w języku polskim. Nasi! 

   Strażnikami w Niemieckich więzieniach były przeważnie kobiety. Zauważyły w końcu, że jestem jakby trochę markotny. Spytały wprost czy wolałbym siedzieć razem z Polakami. Odpowiedziałem twierdząco. Powiedziały mi więc, że mogę spodziewać się w każdej chwili przenosin. Mam być gotowy. Więc czekałem niecierpliwie, można by powiedzieć, że siedziałem "na walizkach". Wiadomości szybko się roznoszą po więzieniu. Lokatorzy "polskiej" celi też się dowiedzieli, że będą mieli "nowego". Kiedy byłem na spacerze podszedł do mnie jeden z osadzonych. Polak. Wypytywał mnie się o różne sprawy np. czy gram w piłkę nożną i czy "biorę fajans?" Co to jest piłka wiedziałem ale ,,fajans?" Za cholerę. Mimo to odpowiedziałem: tak. Wydawało mi się, że tego ode mnie się oczekuje, a nie chciałem podpaść zanim się wprowadziłem do nowej celi. Dowiem się wszystkiego w swoim czasie. 

   No i wreszcie przyszedł oczekiwany dzień. Znowu "alle packen" i wypad. Zabrałem swój skromny dobytek i poszedłem w nowe miejsce. Było późne popołudnie. Wieczorem już żałowałem tych przenosin. C.d.n...